Taka ja...


I don't want a perfect life, I want a happy life.


"Zacznij doceniać szczegóły. Poranną kawę, dobrą książkę, zachwycającą piosenkę, wzruszający film. Znajdź szczęście w uśmiechu przechodnia, zdanym kolokwium, ciepłym głosie mamy. Doceniaj każdą sekundę. Uwierz w siebie. Uwierz, że marzenia się spełniają. I chociaż to trudniejsze niż ciągłe marudzenie to jest to warte wysiłku. Nikt nie uczyni Cię szczęśliwym, jeśli najpierw nie odnajdziesz szczęścia w sobie."
— "Zaklinaczka Słów"

czwartek, 5 lutego 2015

Trzy kroki do czystej cery z Ziają



Cześć Kochani :*
W dzisiejszym poście chciałabym podzielić się z Wami swoimi wrażeniami, po stosowaniu miesięcznej, oczyszczającej  "kuracji" liśćmi manuka od Ziaji, którą dodatkowo wzbogaciłam także maseczkami z White Flowers.




Na kosmetyki Ziaji z linii "Liście manuka" miałam już chrapkę od bardzo dawna, bo od kąd pamiętam skórę oczyszczam przede wszystkim pianką z Iwostina i chciałam w końcu spróbować czegoś nowego, zresztą na rynku jest tyle kosmetyków do pielęgnacji cery, że naprawdę jest w czym wybierać.
Wachałam się jednak bardzo długo, przede wszystkim ze względu na negatywne komentarze, których naczytałam się na blogach innych dziewczyn czy też na Wizażu (chyba każda z nas, przed zakupem jakiegoś kosmetyku szuka opinii na KWC) :) Po czasie jednak przestałam sugerować się negatywnymi opiniami i wypróbowałam kosmetyki na sobie, choć szczerze powiedziawszy podeszłam do tego z dużą rezerwą.

Ogólnie rzecz biorąc mam słabość do kosmetyków z Ziaji i zostało mi to jeszcze z czasów, kiedy robiłam studium kosmetyczne. Wówczas przez moje ręce przewinęło się mnóstwo kosmetyków tej firmy i które robiły naprawdę świetną robotę, choć w salonie używa się kosmetyków profesjonalnych, a te znacznie różnią się od tych kupowanych w drogeriach czy marketach.

Jak już Wam kiedyś wspominam mam cerę mieszaną.
Jeśli chodzi o samą cerę mieszaną jest ona najpowszechniej występującym rodzajem cery i jest dość trudna w pielęgnacji, ponieważ łączy w sobie dwa rodzaje cer - cerę suchą i cerę tłustą (jeśli chodzi o cery to szykuję dla Was takie małe "kompendium wiedzy" na ten temat, w końcu skończyłam tę kosmetykę i trzeba to wykorzystać :) ).


No to lecimy...

W ogóle to muszę jeszcze wspomnieć, że cała ta linia z liści manuka ma dość specyficzny zapach, do którego mnie samej na początku ciężko było się przyzwyczaić, ale z czasem zapach ten stał się dla mnie coraz ładniejszy i gdy wącham go dzisiaj to najnormalniej w świecie czuje zapach jakiejś gumy do żucia :)

KROK I
Tak więc oczyszczanie zaczynałam od pasty.



Pasta ta, to nic innego jak peeling, właśnie o konsystencji pasty, który jest dodatkowo uzupełniony w wiele, małych, ścieralnych drobinek.
Na samym początku pastę stosowałam codziennie wieczorem, po ok. 2 tygodniach zaczęłam jej używać co 2-3 dzień i tak robię do dzisiaj.
Jak jej używałam? Gdy nie miałam czasu, po prostu nakładałam ją na twarz, wmasowywałam i zaraz zmywałam, gdy miałam troszkę więcej czasu, pozostawiałam ją chwilkę (dosłownie na 2-3 minutki) na buzi jak maseczkę.
Zalety: -  zapewnia cudowne uczucie czystej, odświeżonej i jedwabiście gładkiej skóry,
-  świetnie złuszcza martwy naskórek i tym samym powoduje lepszą wchłanialność innych kosmetyków,
-  nie powoduje podrażnień i uczucia ściągania (ze względu na to, że moja cera ma większe skłonności do przetłuszczania się nie odczuwałam ściągania, sądzę jednak, że u osób z cerą mieszaną, które mają jednak większą tendencję do wysuszania skóry, może występować jej podrażnienie i ściąganie),
-  po systematycznym stosowaniu moja cera stała się bardziej promienna,
-  redukuje niedoskonałości skóry typu trądzik, ale...
Wady:
-  kompletnie nie radzi sobie z zaskórnikami, choć z drugiej strony w ogóle tego nie oczekiwałam. Uważam, że na zaskórniki najlepsza jest kosmetyczka czy dermatolog, bo wg mnie nie ma kosmetyku, który mógłby poradzić sobie z takim problemem raz na zawsze.

KROK II

Po peelingu przyszedł czas na maseczkę. Teraz kiedy usunęliśmy zrogowaciały naskórek, dobroczynne składniki maseczki będą wnikały lepiej i głębiej, przez co też jej działanie będzie o wiele większe.



Przyznam szczerze, że maseczki kupiłam w ciemno w Rossmannie ze względu na ich promocyjne ceny
(niecałe 2,50).
Maseczki są produktami naturalnymi i nie zawierają parabenów.
Ze względu na to, że moim koszmarem są pojawiające się, choć rzadko, za to w najmniej odpowiednich momentach, niedoskonałości częściej stosowałam tą czerwoną maseczkę (20 g), która przeznaczona jest właśnie do takich cer problematycznych.
Żółtą maseczkę (10 ml) miałam na sobie tylko raz i oprócz tego, że doskonale nawilża, to nie mogę powiedzieć o niej nic więcej. Może po dłuższym i częstszym stosowaniu będę miała więcej opinii na jej temat.
Wracając do maseczki do skóry z problemami zrobiła ona na mnie ogromne, pozytywne wrażenie!
Chociaż na początku tak nie było, ale to z mojej własnej głupoty...
Jak pisze producent: "Za pierwszym razem rekomendujemy wykonanie próby dermatologocznej" oraz "W trakcie i po zabiegu może wystąpić zaczerwienienie skóry lub lekkie pieczenie, co jest reakcją naturalną".
Pierwszego oczywiście nie zrobiłam, no bo niby po co, "moja skóra jest raczej tolerancyjna i wszelkiego rodzaju kosmetyki są jej niestraszne, więc po co mam tracić czas na wykonanie próby" - tak sobie myślałam... Jeśli chodzi o drugie zdanie, to podczas czytania opisu z tyłu, jakoś do niego nie dotarłam, więc wyobraźcie sobie jaka była moja panika, kiedy buzia zaczęła mnie piec, a po zmyciu kosmetyku byłam czerwona jak burak. Dopiero po tym, jeszcze raz dokładnie przeczytałam wszystkie zalecenie producenta i zrozumiałam, że moje objawy są normalne :) Ufff :D

Zalety:

-  bez parabenów,
-  doskonale oczyszcza, odświeża i wygładza skórę,
-  reguluje wydzielanie sebum,
-  po zastosowaniu maseczki miałam uczucie jakbym co dopiero wróciła z liftingu twarzy, moja buzia była jędrna i ładnie napięta,
-  pomaga w walce z niedoskonałościami skóry,
-  nie powoduje efektu ściągania.

Wady:
-  do wad mogłabym zaliczyć błotny zapach maseczki, choć z drugiej strony zapachy kosmetyków do pielęgnacji twarzy nie są dla mnie aż tak istotne, ważniejsze jest ich działanie,
-  zaczerwienienie występujące po zmyciu maseczki, o którym pisze producent i które utrzymuje się przez ok. 30-40 min. Podobnie jak w przypadku zapachu, nie jest to dla mnie wielki problem, ale już np. nie wykonam maseczki tuż przed "wielkim wyjściem".

Do tej pory maseczkę wykonywałam tylko wieczorem, przed snem, 2 razy w tygodniu. Jedna 20 gramowa maseczka wystarczała mi na 2 razy.


KROK III



Kolejnym etapem oczyszczania skóry twarzy jest zastosowanie toniku. Spośród tych trzech kosmetyków z Ziaji, ten pachnie najintensywniej i jest szczerze powiedziawszy najbardziej wydajny.
Stosuję go 2 razy dziennie od ponad miesiąca, a zobaczcie jak sporo mi go jeszcze zostało :)
Zalety:
-  świetnie wyrównuje koloryt skóry za co zresztą lubię ten tonik najbardziej,
-  buzia jest po nim świeża, gładka i doskonale oczyszczona z pozostałości makijażu,
-  działa antybakteryjnie i tonizująco,
-  łagodzi podrażnienia i miałam też wrażenie, że delikatnie chłodzi,
-  przy regularnym stosowaniu pomaga w walce z niedoskonałościami typu trądzik,
-  podobnie jak pasta z tej serii nie podrażnia i nie powoduje ściągania skóry (ale może powodować ściąganie u osób z cerą bardziej skłonną do wysuszania).
Wady:
-  jego aplikacja jest nie do końca wygodna. Fajnie, że jest atomizer, jednak trzeba się naprawdę "ponaciskać", żeby udało się nam wykrzesać z opakowania odpowiednią ilość kosmetyku na wacik,
- podobnie też jak pasta z tej serii kompletnie nie radzi sobie z zaskórnikami.


KROK IV

Ostatnim krokiem do uzyskania doskonale oczyszczonej cery jest zastosowanie kremu.
Ja osobiście lubię ten etap najbardziej :D
Kosmetyk stosuję codziennie wieczorem i szczerze powiedziawszy jest to mój krem nr 1 na noc :)



Zalety:
-  kosmetyk ma fajną, żelową, przezroczystą konsystencję,
-  szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu,
-  nie zapycha,
-  łagodzi podrażnienia,
-  przy regularnym stosowaniu pomaga w walce z przebarwieniami i niedoskonałościami skóry typu trądzik,
-  przy regularnym stosowaniu poprawia także jędrność i elastyczność skóry,
-  rano moja buzia jest promienna i miękka,
-  podobnie jak tonik z tej serii świetnie wyrównuje koloryt skóry.
Wady:

-  kosmetyk mógłby bardziej nawilżać, sądzę, że u osób z bardziej wysuszoną skórą może powodować jej jeszcze większe wysuszenie lub podrażnienie, u mnie jednak tego nie było,
- podobnie też jak inne kosmetyki z tej serii, kompletnie nie radzi sobie z zaskórnikami.



Ziaja - Liście manuka - Oczyszczanie
Czy więc naprawdę warto?


Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że naprawdę WARTO, ale... !
Zestaw takich 3 kosmetyków to wydatek max 30 zł (gdzie tyle samo kosztuje mnie sama pianka z Iwostina, której do tej pory stosowałam i nigdy stosować nie przestanę), więc jeśli mamy ograniczony budżet to jest to świetne rozwiązanie.
Ale jest ale...
Kosmetyki polecam WYŁĄCZNIE OSOBĄ Z TŁUSTĄ lub MIESZANĄ CERĄ, gdzie w tym drugim przypadku, podobnie jak ja, wasza skóra ma większe skłonności do przetłuszczania się. Jeśli macie skórę bardziej idącą w stronę tej suchej, nie ma co inwestować w te kosmetyki, ponieważ możecie wyrządzić sobie więcej złego niż dobrego, wówczas możecie doprowadzić do jest jeszcze większego wysuszenia i podrażnienia.
Zanim więc kupicie zapoznajcie się najpierw z typem Waszej cery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz