Taka ja...


I don't want a perfect life, I want a happy life.


"Zacznij doceniać szczegóły. Poranną kawę, dobrą książkę, zachwycającą piosenkę, wzruszający film. Znajdź szczęście w uśmiechu przechodnia, zdanym kolokwium, ciepłym głosie mamy. Doceniaj każdą sekundę. Uwierz w siebie. Uwierz, że marzenia się spełniają. I chociaż to trudniejsze niż ciągłe marudzenie to jest to warte wysiłku. Nikt nie uczyni Cię szczęśliwym, jeśli najpierw nie odnajdziesz szczęścia w sobie."
— "Zaklinaczka Słów"

wtorek, 7 czerwca 2016

Peeling algowy LillaMai



Gdybym musiała ograniczyć ilość posiadanych kosmetyków pielęgnacyjnych w łazience, z pewnością nie zrezygnowałabym z peelingów. Regularne złuszczanie i odpowiednie nawilżanie, to dla mnie sprawa bardzo istotna i jest podstawą do zadbanej skóry.

Lato już tuż tuż, zresztą już teraz możemy doświadczać tych pierwszych naprawdę upalnych dni, warto więc pomyśleć o skutecznej pielęgnacji, zanim odsłonimy większy kawałek ciała.
Odpowiednie zabiegi, takie właśnie jak regularny masaż, czy peeling, znacząco poprawią wygląd naszego ciała, a skóra stanie się gładka, nawilżona i jędrna.

Peeling algowy LillaMai nie jest tak popularny i tak rozchwytywany, jak chociażby peelingi BodyBoom, dlatego to o nim chciałabym dzisiaj troszkę więcej Wam opowiedzieć.



Kosmetyki LillaMai są produkowane w większości z surowców ekologicznych. Użyte w nich oleje i masła są nierafinowane a hydrolaty nie posiadają konserwantów.
Kosmetyki LillaMai produkowane są ręcznie. Nie są one testowane na zwierzętach, do ich wytworzenia nie używa się też produktów pochodzenia zwierzęcego oraz  olejów  mineralnych wytwarzanych z ropy naftowej.

Peeling algowy LillaMai znalazł się u mnie za sprawą zeszłorocznej czerwcowej edycji ShinyBoxa.
Jest to 50 ml miniaturka, produkt pełnowymiarowy ma pojemności 120 ml i kosztuje ok. 50 zł.

Sam producent pisze o kosmetyku tak:
"Peeling algowy przeznaczony jest do całego ciała. Wygładza i uelastycznia skórę. Zawiera wapń, magnez, żelazo, potas, i cynk, które przywracają skórze witalność, jędrność, działają oczyszczająco i odżywczo na ciało.  Redukują tłuszcz i cellulit. Masło Karite zawiera witaminy A, E i F. Zimnotłoczony olej z pestek winogron wpływa korzystnie na metabolizm skóry. Olejek cedru atlantyckiego pomaga w zwalczaniu cellulitu, olejek mandarynkowy nadaje niepowtarzalny zapach."



Peeling LillaMai jest kosmetykiem naturalnym i organicznym.
Wszystkie naturalne substancje kosmetyczne są wrażliwe na działanie światła, które niszczy witaminy i inne cenne substancje pielęgnacyjne zawarte w naturalnych surowcach kosmetycznych. Z tego też względu peeling zamknięty został w grubym, czarnym szklanym słoiczku, co gwarantuje mu maksymalną ochronę przeciw światłu.

Kosmetyk zawiera delikatne drobnoziarniste drobinki ścierające, które nie będą podrazniać skóry choćby u osób borykających się z rozszerzonymi naczynkami.



Producent obiecuje nam sporo, między innymi niepowtarzalny zapach, który mamy zawdzięczać olejkowi mandarynkowemu. Kiedy to czytałam, byłam oczywiście zachwycona, że kosmetyk będzie pachniał tak słodko i owocowo. Niestety zapach tego peelingu jest dla mnie bardzo odbychający i szczerze powiedziawszy jest to jedyny minus tego produktu. Zamiast olejku mandarynkowego czuć tutaj mocno ziołowy olejek eukaliptusowy.

Konsystencja peelingu jest gęsto kremowa, kosmetyk nie wycieka ze słoiczka.



Pomimo  tego, iż jest to peeling o delikatnych drobinkach ścierających, to złuszcza skórę naprawdę rewelacyjnie. Poprawia mikrocyrkulację i koloryt skóry. Wygładza ją i zmiękcza, pozostawiając jedwabiście gładką. Świetnie oczyszcza, odżywia, regeneruje, wygładza i uelastycznia. Doskonale przygotowuje skórę do dalszej pielęgnacji, zwiększając wnikanie substancji aktywnych zawartych w kosmetykach.

Powiem Wam szczerze, że jeszcze żaden peeling, który do tej pory stosowałam, tak rewelacyjnie nie nawilżał skóry. Po spłukaniu peeling otula całe ciało przyjemną warstewką nawilżającego filmu, która nie jest jednak jakiś tłusty czy lepiący się. Na dobrą sprawę nie trzeba po nim używać już żadnego balsamu, mleczka czy masła do ciała, więc jest to świetne rozwiązanie dla leniuszków lub dla wszystkich tych, którzy po prostu nie lubią takich mazideł.



Składniki aktywne:
- Masło shea zawiera witaminy A, E i F,
- Zimnotłoczony olej z pestek winogron, dzięki zawartości kwasu linolowego, wpływa korzystnie na metabolizn skóry,
- Olejek z cedru atlantyckiego działa skutecznie w zwalczaniu cellulitu,
- Olejek eukaliptusowy działa antyseptycznie,
- Olejek mandarynkowy nadaje niepowtarzalny zapach.

Skład INCI:
Aqua, Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Fruit, Grape Seed Oil (Vitis Vinifera), Theobroma Cacao Seed Butter, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alkohol, Sodium Stearoyl Lactylate, Glycerin, Guar Gum, Lithothamnium Calcarum, Benzyl Alcohol, Salicylic Acid, Glycerine, Sorbic Acid, Eucalyptus globulus Leaf Oil, Citrus Nobilis Peel Oil, Cedrus Atlantica Oil, Limonene, Methyl anthranilate, Geraniol, Citral, Citronellal.



Niestety takie 50 ml opakowanie peelingu nie starcza na zbyt długo (u mnie 4-5 zastosowań), a znowu cena 50 zł za kosmetyk o nie wiele większej, bo 120 ml pojemności jakoś mnie nie przekonuje. Gdybym jednak miała ochotę na coś naprawdę relaksującego, co tak dobrze wpływa na moją skórę i miała pod ręką wolne 50 zł - tak, kupiłabym ten peeling bez wahania.

Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić wam ten naturalny kosmetyk, bo jego działanie naprawdę znacznie różni się od peelingów drogeryjnych. Minusem kosmetyku może być właśnie jego dość wysoka cena, jednak myślę, że skoro jest to kosmetyk naturalny, warto od czasu do czasu wydać na niego troszkę więcej kaski :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz