W dzisiejszym poście chciałabym Wam przedstawić film (jeszcze chyba mało znany - produkcja z tego roku), który w ostatnim czasie wywarł na mnie ogromne wrażenie. Już dawno nie oglądałam żadnego filmu, który wzbudziłby we mnie aż takie emocje...
"...Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje..."
"...Nie uważam, że wszyscy powinni mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia..."
"Gwiazd naszych wina" to film, który powstał na podstawie powieści Johna Greena.
Opowiada historię Hazel Grace Lancaster (Shailene Woodley), u której zdiagnozowano raka tarczycy. Dziewczyna żyje dzięki eksperymentalnej terapii, która mimo wszystko ma znaczące efekty uboczne – w płucach Hazel zbiera się woda, która może doprowadzić nawet do jej uduszenia. Każdy dzień bez ataku to dla bohaterki dobrodziejstwo i jednocześnie strach przed nieuniknionym. Dziewczyna nie oszukuje samej siebie, nie liczy na cud, wie, że zostało jej niewiele czasu. Kiedy jednak na grupie wsparcia dla osób chorych na raka poznaje czarującego Augustusa Watersa (Ansel Elgort), jej dni i życie zaczyna nabierać sensu.
"...Tak cię pochłania bycie sobą, że nie masz nawet pojęcia, jaka jesteś nadzwyczajna..."
Nastolatków oprócz wielkiej miłości łączy niechęć do tego, co przeciętne, a także zamiłowanie do książek. Dziewczyna marzy, aby poznać autora swojej ulubionej powieści "Cios udręki" (którą traktuje zresztą jak swoją prywatną biblię) Petera van Houtena (Willem Dafoe). Wielokrotnie, lecz bezskutecznie próbowała nawiązać z nim kontakt, ale dopiero wytrwałość Gusa doprowadzi do ich spotkania, które okazuje się być dla Hazel wielkim rozczarowaniem.
"...Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń..."
-Czasami ludzie nie rozumieją wagi obietnic, gdy je składają - wyjaśniłam.
Isaac spojrzał na mnie ze zdumieniem.
- No jasne, oczywiście. Ale i tak należy ich dotrzymywać. Na tym polega miłość. Miłość to dotrzymywanie obietnic wbrew wszystkiemu.
Bohaterowie mimo ciężaru choroby są otwarci, serdeczni, pełni pasji i miłości. Mają dystans do swojej choroby, śmieją się nawet, że posiadają takie chorobowe przywileje ("Bonusy rakowe") oraz "Ostatni Dobry Dzień". Wydaje się, że nikt bardziej niż oni nie zasługuje na długie i szczęśliwe życie, szczególnie, że ich miłość jest nadzwyczajna. Śledzenie kolejnych etapów rozwijającego się między nimi uczucia sprawia prawdziwą przyjemność, aż do momentu, kiedy przypominamy sobie, że ich historia nigdy nie skończy się słowami: i żyli długo i szczęśliwie. Dramatyzm ich sytuacji ścina po prostu z nóg.
"...W miarę jak czytał, zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie..."
"...Ślady, które ludzie pozostawiają po sobie, zbyt często są bliznami..."
Nawet nie wiem, w którym momencie podczas oglądania tego filmu zaczęły mi płynąć strumienie łez, a sami bohaterowie stali się aż tak bardzo bliscy. Nie wiem, czy jest taki film, przy oglądaniu którego jednocześnie płakałam i śmiałam się. To dla mnie wzruszająca, świeża i niebanalna historia, która porusza i sądzę też, że uczy, iż tu i teraz jest najważniejsze, bez względu na przeciwności losu. Film naprawdę daje domyślenia - co jest ważne w życiu; jak żyć z przeciwnościami losu; jak przetrwać najgorsze chwile; czy też, iż swoje życie trzeba po prostu doceniać.
"...Panie, daj mi siłę, abym zmienił to, co zmienić mogę; daj mi cierpliwość, abym zniósł to, czego zmienić nie mogę, i daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego..."
"...Kocham ją. Jestem takim szczęściarzem, że ją kocham, van Houten. Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, staruszku, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie. Podoba mi się mój wybór. Mam nadzieję, że ona jest zadowolona ze swojego.
- Jestem, Augustusie.
Jestem..."
Z czystym sumieniem mogę polecić Wam ten film,warto obejrzeć i samemu przekonać się, że nawet mimo młodego wieku można stawić czoła przeciwnościom losu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz